Pamiętam ten moment bardzo wyraźnie. A za każdym razem, kiedy go wspominam odczuwam go na nowo. Kiedy weszłam do Katedry i usiadłam na przeciwko figury św. Jakuba Apostoła, wzruszenie ogarnęło mnie całą.
W mojej Drodze nie chodziło o to miejsce. Dlatego też nie ustawiłam się w długiej kolejce przytulających figurę. Jakoś tak zamiast tego wolałam pobyć w ciszy. Nie mam i nigdy nie miałam specjalnego nabożeństwa do św. Jakuba (chociaż próbowałam nadać mojemu Camino głębszy sens odwołując się do tego, że Jakub był bratem Jezusa). I mimo, że dokładnie wiedziałam o tym przed wyruszeniem, to właśnie tam u celu wędrówki zrozumiałam całą sobą, że TO DROGA JEST CELEM, zarówno na Camino, jak i po za nim.
"Ruszaj. To dopiero początek......". Usłyszałam te słowa tak wyraźnie, że nie potrafię o nich zapomnieć. Tym, bardziej, że totalnie się ich nie spodziewałam. Uporządkowały one całe moje wtedy i porządkują cale dziś, chociaż przyznaję, są nie łatwym wezwaniem. Droga, której doświadczyłam, przemierzając piękną Hiszpanie, zmieniła mnie. Zmieniła mnie bardzo.....
Droga mnie otworzyła.
Otworzyła moje oczy, uszy, serce i myślenie. A otwierając to wszystko poszerzyła coś we mnie. To właśnie tam zrozumiałam po raz pierwszy, że Droga jest jedna ale są rożne sposoby je przemierzania i każdy ma prawo do swojego. Nie ma sposobów lepszych lub gorszych. Jeśli ktoś chce iść to idzie. Jeśli chce jechać na rowerze to jedzie. Jeśli chce wsiąść w autobus to wsiada. Jeśli chce iść z małym plecakiem a tragarz zawozi mu dużą walizkę do schroniska, to tak robi. You are free. Just go.....
Droga nauczyła mnie nie nawracać.
Czasami czytam teksty o Camino, w których jest napisane, że na Camino najważniejsze jest wyciszenie i modlitwa. Czasami rozmawiam z kimś, a ta osoba mocno się dziwi, że katolicy nie mają monopolu na Camino. Mam nadzieję, że każdy, kto chociaż raz przeszedł ta drogę nie dziwi i nie gorszy jej różnorodnością. Ktoś idzie na Camino bo chce przeżyć rekolekcje, inny bo chce poznać nowych ludzi a jeszcze inny bo to są dla niego najtańsze wakacje. Każda z tych intencji jest ok. I nikt nikogo nie musi przekonywać, że tylko jego wersja jest słuszna.
Droga nauczyła mnie wyluzowywać.
Kiedy idziesz z głową pełną planów i pomysłów na ten czas i nagle wydarza się tyle niespodziewanych rzeczy, które wszystko zmieniają, masz dwa wyjścia. Albo się wściekasz. Albo odpuszczasz. Droga uczy pokory wobec siebie, wobec innych, wobec wydarzeń. I powiem wam szczerze, że to doświadczenie przełożone na codzienne życie czyni je dużo prostszym - przynajmniej w moim przypadku.
Droga nauczyła mnie wdzięczności.
Chociaż wdzięczność jest mi bliska od wielu lat. Wdzięczność rozszerza serce, a to prowadzi do wielbienia. Tak poprowadził mnie Duch kilka lat temu i sprawdza się w moim życiu na 1000%. Jednak w Drodze doświadczyłam tego jeszcze inaczej niż do tej pory. Na Monte de Gozo przeczytałam, że: "Turysta wymaga, a pielgrzym jest wdzięczny." - i tej wersji się trzymam. Kiedy padał deszcz, dziękowałam Bogu, że pada tylko kilka dni a nie cały czas. Kiedy byłam głodna, dziękowałam za jedzenie, które jakimś cudem zawsze się znalazło. Kiedy bolały nogi, dziękowałam że nie bolą plecy. Może to brzmi infantylnie ale serce samo mnie niosło. Ale przede wszystkim, przez większość czasu dziękowałam, za wielkie dobro, którego doświadczałam. Za to, że odważyłam się wyruszyć, że wyruszyłam sama (bo to otworzyło przede mną nowe perspektywy mnie samej), za przecudne widoki, za pływanie w Oceanie, za każdy kąt do spania, za...... Było tego naprawdę wiele.
Droga mnie zmieniła.
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. Te kilka spraw wydają mi się najważniejsze, nie tylko z perspektywy wtedy ale i z perspektywy dziś.
Kiedy na końcu Drogi słyszysz: "Ruszaj. To dopiero początek." zaczynasz rozumieć, że Droga to stan umysłu, to sposób
na życie, to dom....
Wyruszyłam. Dziś moje zwykłe i niezwykłe, codzienne życie jest Drogą. Jednocześnie otwieram się na nowe doświadczenia Drogi w sensie dosłownym i duchowym.
Przez 30 lat szukałam domu a dziś wiem, że moim domem jest Droga.... i cisza (ale to przy innej okazji).
W mojej Drodze nie chodziło o to miejsce. Dlatego też nie ustawiłam się w długiej kolejce przytulających figurę. Jakoś tak zamiast tego wolałam pobyć w ciszy. Nie mam i nigdy nie miałam specjalnego nabożeństwa do św. Jakuba (chociaż próbowałam nadać mojemu Camino głębszy sens odwołując się do tego, że Jakub był bratem Jezusa). I mimo, że dokładnie wiedziałam o tym przed wyruszeniem, to właśnie tam u celu wędrówki zrozumiałam całą sobą, że TO DROGA JEST CELEM, zarówno na Camino, jak i po za nim.
"Ruszaj. To dopiero początek......". Usłyszałam te słowa tak wyraźnie, że nie potrafię o nich zapomnieć. Tym, bardziej, że totalnie się ich nie spodziewałam. Uporządkowały one całe moje wtedy i porządkują cale dziś, chociaż przyznaję, są nie łatwym wezwaniem. Droga, której doświadczyłam, przemierzając piękną Hiszpanie, zmieniła mnie. Zmieniła mnie bardzo.....
Droga mnie otworzyła.
Otworzyła moje oczy, uszy, serce i myślenie. A otwierając to wszystko poszerzyła coś we mnie. To właśnie tam zrozumiałam po raz pierwszy, że Droga jest jedna ale są rożne sposoby je przemierzania i każdy ma prawo do swojego. Nie ma sposobów lepszych lub gorszych. Jeśli ktoś chce iść to idzie. Jeśli chce jechać na rowerze to jedzie. Jeśli chce wsiąść w autobus to wsiada. Jeśli chce iść z małym plecakiem a tragarz zawozi mu dużą walizkę do schroniska, to tak robi. You are free. Just go.....
Droga nauczyła mnie nie nawracać.
Czasami czytam teksty o Camino, w których jest napisane, że na Camino najważniejsze jest wyciszenie i modlitwa. Czasami rozmawiam z kimś, a ta osoba mocno się dziwi, że katolicy nie mają monopolu na Camino. Mam nadzieję, że każdy, kto chociaż raz przeszedł ta drogę nie dziwi i nie gorszy jej różnorodnością. Ktoś idzie na Camino bo chce przeżyć rekolekcje, inny bo chce poznać nowych ludzi a jeszcze inny bo to są dla niego najtańsze wakacje. Każda z tych intencji jest ok. I nikt nikogo nie musi przekonywać, że tylko jego wersja jest słuszna.
Droga nauczyła mnie wyluzowywać.
Kiedy idziesz z głową pełną planów i pomysłów na ten czas i nagle wydarza się tyle niespodziewanych rzeczy, które wszystko zmieniają, masz dwa wyjścia. Albo się wściekasz. Albo odpuszczasz. Droga uczy pokory wobec siebie, wobec innych, wobec wydarzeń. I powiem wam szczerze, że to doświadczenie przełożone na codzienne życie czyni je dużo prostszym - przynajmniej w moim przypadku.
Droga nauczyła mnie wdzięczności.
Chociaż wdzięczność jest mi bliska od wielu lat. Wdzięczność rozszerza serce, a to prowadzi do wielbienia. Tak poprowadził mnie Duch kilka lat temu i sprawdza się w moim życiu na 1000%. Jednak w Drodze doświadczyłam tego jeszcze inaczej niż do tej pory. Na Monte de Gozo przeczytałam, że: "Turysta wymaga, a pielgrzym jest wdzięczny." - i tej wersji się trzymam. Kiedy padał deszcz, dziękowałam Bogu, że pada tylko kilka dni a nie cały czas. Kiedy byłam głodna, dziękowałam za jedzenie, które jakimś cudem zawsze się znalazło. Kiedy bolały nogi, dziękowałam że nie bolą plecy. Może to brzmi infantylnie ale serce samo mnie niosło. Ale przede wszystkim, przez większość czasu dziękowałam, za wielkie dobro, którego doświadczałam. Za to, że odważyłam się wyruszyć, że wyruszyłam sama (bo to otworzyło przede mną nowe perspektywy mnie samej), za przecudne widoki, za pływanie w Oceanie, za każdy kąt do spania, za...... Było tego naprawdę wiele.
Droga mnie zmieniła.
Mogłabym tak jeszcze długo wymieniać. Te kilka spraw wydają mi się najważniejsze, nie tylko z perspektywy wtedy ale i z perspektywy dziś.
Kiedy na końcu Drogi słyszysz: "Ruszaj. To dopiero początek." zaczynasz rozumieć, że Droga to stan umysłu, to sposób
na życie, to dom....
Wyruszyłam. Dziś moje zwykłe i niezwykłe, codzienne życie jest Drogą. Jednocześnie otwieram się na nowe doświadczenia Drogi w sensie dosłownym i duchowym.
Przez 30 lat szukałam domu a dziś wiem, że moim domem jest Droga.... i cisza (ale to przy innej okazji).
Komentarze
Prześlij komentarz