Przejdź do głównej zawartości

"To właśnie ja" czyli pierwsze koty za płoty. #Camino4



Trasa z Irun do Pasai była najpiękniejszym miejscem jakie widziałam do tej pory na ziemi. Pierwszy raz zobaczyłam coś tak cudownego: Ocean i góry. Ogromna, wszechogarniająca przestrzeń, siła i moc Boga... Aparat wyjmowałam z częstotliwością co 5 sekund. Szłam wolno, rozkoszując się tym co widziałam. Szłam i czułam, odczuwałam….. Jednak jedna myśl nie pozwalała rozpłynąć mi się w tej rozkoszy: obawa czy będę miała gdzie spać. Kiedy doszłam do mojego pierwszego albergue strach miałam wypisany na twarzy. Moje oczy były tak nim przepełnione, że kiedy zobaczyła mnie hospitaliero zaczęła od razu uspokajać że wszystko będzie dobrze. I to był ostatni raz kiedy przerażenie mnie przerosło. Od tej chwili wiedziałam, że nawet gdybym miała spać na środku ulicy, na plaży czy w ciemnym lesie to dam radę. Po drodze czekało mnie jeszcze parę "gorszych chwil" ale od tej pory było już inaczej. Zadziałała tu nie tylko troska Boga ale to jak mnie prowadził i co ważnego o mnie mi odkrywał. Jak otwierał oczy ślepca....

Strach, zachwyt radość, niepewność, nadzieja , euforia, zmęczenie to wszystko mieszało się we mnie. To był chyba pierwszy milowy krok, który zrobiłam w Drodze. Pozwoliłam sobie odczuwać. Spotkałam się z moimi emocjami. Nazywałam je, zastanawiałam się skąd się biorą i oswajałam się z nimi.
Zrozumiałam to już jakiś czas temu..... W czasie mojego "stawania się dojrzałym człowiekiem" uwierzyłam w pewne kłamstwo. Mówiło ono o tym, że dojrzały człowiek nie okazuje emocji. Nie okazuje ich bo przecież potrafi nad nimi zapanować a skoro potrafi zapanować to nigdy po nim nie widać jak coś go porusza "za bardzo". To błędne myśleniem spowodowało, że zaczęłam się kontrolować (z całym negatywnym znaczeniem tego "przedsięwzięcia").


Najpierw nauczyłam się nie okazywać smutku i żalu. Ze złością zawsze miałam trochę problemów. Oczywiście absolutnie wykluczona została jakakolwiek ekscytacja. I tak ta "kontrola" (nawet nie wiem kiedy) doprowadziła do zmniejszenia odczuwania tych emocji do niezbędnego minimum. Ja naprawdę przestałam je odczuwać. Może ich odrobina pojawiała się w bardzo ale to bardzo trudnych wydarzeniach. Kiedy kilka lat temu zorientowałam się, że tak jest wiedziałam, że chcę to zmienić. Powoli zaczął się proces "odkłamywania". Proces trwa. Jednak Droga zaskoczyła mnie czymś jeszcze. Na Camino zobaczyłam, że moje "nieodczuwanie" to nie tylko sprawa trudnych i mało dla mnie przyjemnych emocji. Tak samo zgasiłam w sobie odczuwanie radości, wszelkiego rodzaju przyjemności, szczęścia i wielu, wielu innych, tak mocno zakopanych, że w tamtej chwili nie umiałam ich nawet nazwać.
Uświadomienie sobie tego to był pierwszy bodziec do zmian. Po pierwsze dałam sobie prawo do szerokiego odczuwania. Po drugie dałam sobie czas na to odczuwanie i nazywanie tego co czuję. I tak mój Dobry Bóg przeprowadza mnie przez ten proces. Zaczynam smakować życie. Muszę powiedzieć, że to jest FANTASTYCZNE. Czas Drogi i fizyczna obecność na Camino niesamowicie w tym pomagała. Ale wszyscy wiemy, że Camino nie kończy się w Santiago. Chcę z tego czerpać zawsze i wszędzie (nawet w tym zimowo - jesiennym, szarym dniu kiedy to piszę). Chcę żyć, chcę cieszyć się życiem i jak najwięcej odczuwać...…...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyruszyć #MojaHistoria1

Kiedy słuchałam słów Papieża Franciszka o tym, że trzeba wstać z kanapy, nie spodziewałam się tak dużej dosłowności ich w moim życiu. Jednak to właśnie wsłuchując się w te słowa prosiłam Boga o wyraźny znak. I taki dostałam..... Pamięta, jak dziś chłopka, który podzedł do mnie po Eucharystii w czasie ŚDM w Krakowie. Pamiętam jego słowa, że może będę się z niego śmiać ale Duch Święty posłał go do mnie. Pamiętam, jak spojrzałam mu prosto w oczy mówiąc: "Nie będę się śmiać. Wierzę w Ducha Świętego.". I usłyszałam wezwanie. Wezwanie tak mocne, że nie potrafiłam nie wyruszyć..... Duch Święty ma w sobie coś takiego, że jak działa to po całości.... i totalnie nie przewidywalnie... Ale spokojnie nie zrobi niczego wbrew naszej woli, a przede wszystkim, wszystko co robi jest dla nas dobre. Dziś zmagam się z Drogą. Hm.... może "zmagam się" to nie zbyt odpowiednie słowo.... jest takie "ciężkie"... Ale nie znam innego bardziej odpowiedniego. Na czym to polega? Idę i

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę. Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć si

Początek #Camino2

Mówi się, że Drogę rozpoczynasz od progu własnego domu. Tak było i ze mną. Zamknęłam drzwi, przekręciłam klucz, schowałam go do nie używanej przez następne miesiące kieszeni. Od tego momentu nic już nie było takie samo.... Radość mieszała się ze strachem, euforia z przerażeniem, ciekawość z niepewnością. Mój pierwszy etap Poznań - Paryż. Z każdą sekundą oczekiwania na dworcu serce waliło mi co raz mocniej. Co tu dużo mówić ja po prostu "sikałam ze strachu". Ostatni raz za zachodnią granicą byłam dobrych 18 lat wstecz. Sama - nigdy. We Francji - nigdy. Bałam się wszystkiego: że się zgubię, że mój bagaż pojedzie w inną stronę niż ja, że autobus wysadzą terroryści, że mnie okradną, że..... była tego cała masa. Więcej niż połowa tych leków, to były rzeczy, które mogły się wydarzyć (no nie wiem) w 2%. Jednocześnie ten lęk był tak duży, że aż czułam go fizycznie. Tak miało być jeszcze przez kilka następnych dni. To był czas spotkania się z własnymi lękami. Czas przyznawania się d