Przejdź do głównej zawartości

Posty

Wyświetlanie postów z listopad, 2018

Początek #Camino2

Mówi się, że Drogę rozpoczynasz od progu własnego domu. Tak było i ze mną. Zamknęłam drzwi, przekręciłam klucz, schowałam go do nie używanej przez następne miesiące kieszeni. Od tego momentu nic już nie było takie samo.... Radość mieszała się ze strachem, euforia z przerażeniem, ciekawość z niepewnością. Mój pierwszy etap Poznań - Paryż. Z każdą sekundą oczekiwania na dworcu serce waliło mi co raz mocniej. Co tu dużo mówić ja po prostu "sikałam ze strachu". Ostatni raz za zachodnią granicą byłam dobrych 18 lat wstecz. Sama - nigdy. We Francji - nigdy. Bałam się wszystkiego: że się zgubię, że mój bagaż pojedzie w inną stronę niż ja, że autobus wysadzą terroryści, że mnie okradną, że..... była tego cała masa. Więcej niż połowa tych leków, to były rzeczy, które mogły się wydarzyć (no nie wiem) w 2%. Jednocześnie ten lęk był tak duży, że aż czułam go fizycznie. Tak miało być jeszcze przez kilka następnych dni. To był czas spotkania się z własnymi lękami. Czas przyznawania się d

Droga czyli wstęp po wstępie #Camino1

Podobno Droga zmienia. Mówią też, że z Drogi nikt już nie wraca taki sam. A ja zastanawiam się czy z Drogi można w ogóle wrócić... Czy ja wróciłam? Jaka wróciłam? Co się zmieniło? Pytają mnie o Drogę, pytają o Camino (różni ludzie w różnych okolicznościach). Pytają jak tam jest, jak to wygląda, jak to się przeżywa. A ja odpowiadam: "Nie wiem.". Tylko tyle mogę powiedzieć. Naprawdę nie wiem.  Ja wiem jak wygląda (wyglądała) moja Droga. Wiem jak się szło trasą Camino del Norte w tym konkretnym czasie kiedy ja szłam. Tyle wiem... O tym mogę opowiedzieć. Ale czy to czyni mnie w jakikolwiek sposób ekspertem, specjalistą od drogi? No nie, nawet "ciut, ciut".  Jestem za to sobą i jako ja jestem w Drodze. I o tym mogę opowiedzieć.....

Wróciłam czyli wstęp przed wstępem.

Zanim wyruszę w to co ważne a co w Drodze się zadziało i zadziewa aż do teraz chcę zacząć od powrotu. WRÓCIŁAM. To słowo / to przeżycie chyba najlepiej teraz mnie definiuję. Wszystko co dzieje się teraz z tego wynika. Obserwuję moje dziś które mnie otacza. Słucham, pytam, czytam, oglądam i myślę sobie: "Jestem szczęściarzem. Dziękuję Ci Dobry Boże." Nie będę zmyślać i snuć górnolotnych wywodów jak to dobrze odciąć się od internatu i w ogóle od wszystkiego. Zresetować się, wyciszyć i wrócić takim mega wolnym że wow. (Chociaż gdyby ktoś potrzebowała to na pewno interesujące przeżycie). Nie miałam tez takich założeń a czasem potrzebowałam kontaktu ze światem również tym internetowym. Byłam kompletnie sama. (Tak na Camino można być samemu). I czasem w tym zmęczeniu mózg mi się lasowałam i wtedy fajnie było poklikać z kimś nie zobowiązująco albo posłuchać o zmaganiach bardzo przyziemnych żeby całkiem nie odlecieć. Używałam więc świata. Używałam Internetu i telefonu a raz nawet