Przejdź do głównej zawartości

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę.

Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gdyby spotkało mnie to dwa miesiące wcześniej, chyba bym zemdlała ze strachu. Ale Droga mnie zmieniła. Po Camino (wtedy i teraz) byłam już innym człowiekiem. Dlatego też ze spokojem poddawałam się kolejnym niespodziankom, dziękując Dobremu Bogu, że prowadzi to tak dokładnie, że nie mogę nie uwierzyć w Jego prowadzenie.

Moja Droga powrotna wiodła przez kilka ciekawych miejsc w kolejnych państwach Europy. Śmiałam się sama z siebie, że siedziałam w Polsce przez ostatnich 15 lat a stulecie Niepodległości świętowałam u Niemca :) Jednak w tym powrocie nie chodziło tylko o nowe miejsca, nowych ludzi i nowe doświadczenia. To wszystko jest bardzo ważne, bardzo otwierające oczy, serce, myślenie. Jednak tym razem chodziło o coś jeszcze. Dobry Bóg podarował mi wspólnotę - taką wspólnotę powrotu.



Doświadczenie wspólnoty i życia w niej ma w moim życiu naprawdę długi staż. Dlatego chyba, były potrzebne tak mocne wrażenia, żeby przełamać wiele schematów, które w tym temacie we mnie urosły. Wracając z Camino mogłam jako Pielgrzym jakiś czas zamieszkać z ludźmi (różnych stanów), którzy na co dzień tworzą wspólnotę. Po pierwsze otwierałam szeroko oczy jak to u nich "działa". Po drugie drążyło coś we mnie to, jak mnie przyjęli. Jak ważna dla nich była moja Droga. Nie byłam tam chwilowym przechodniem. Nie byłam nawet pielgrzymem, który jest przez chwilę aby wyruszyć dalej. Byłam człowiekiem Drogi, którego historia jest ważna, którego historia rezonuje. Nie wiem jakie słowa mogły by oddać to,
co się wtedy zadziało. Jednak właśnie to zburzyło we mnie wiele schematów na temat wspólnoty, które miałam. I to było naprawdę mocne burzenie (serio takie WTC). Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to była dokładnie taka Droga przez którą Dobry Bóg chciał mnie poprowadzić. Powołując mnie do wspólnoty potrzebował mocno przetrzeć moje oczy. Przez ostatni rok zbierałam gruzy po tym doświadczeniu. Teraz mogę zacząć budować na nowo. Budować ale nie odbudowywać......

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Co teraz... Kilka słów o mnie i o Nim.

Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie m Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie rzeczy...... Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bl...

Cisza.

Próbowałeś kiedyś ciszy? Jakiś czas temu ktoś pokazywał mi słuchawki z funkcją całkowitego wyciszenia. Idziesz sobie przez taką Kaponierę w Poznaniu albo Marszałkowską w Warszawie (na innych miastach się nie znam 😋) i słyszysz ciszę. Ciekawe.... wszystko dookoła ciebie pędzi a w uszach zero dźwięku z zewnątrz... wtedy pozostają dźwięki ze środka a jest ich całkiem sporo (i wcale nie myślę tu o rewolucjach żołądkowych 😄) Jest też inna cisza. Cisza która może istnieć przy okolicznościach koszenia trawy u sąsiadów (najgorzej o 7 rano w sobotę 😕) albo bawiących się na placu zabawach dzieciach. Taka cisza kiedy spotykasz się w środku i z sobą i z Nim. Idealnie jest kiedy cisza z ciszą mogą zaistnieć razem. Mam wtedy wrażenie trwania jakby w innej czasoprzestrzeni 😇. Uczę się ciszy. Jednej i drugiej. Mam wrażenie, że obie są podobnie nie łatwe do przyswojenia. Jednak kiedy uda mi  się spotkać je obie chciałabym żeby trwały wiecznie. Uczę się ciszy a mądrzejsi ode mn...