Przejdź do głównej zawartości

Przeszkody czyli cierpienie nie musi być ciężkie. #Camino 12

Na Camino spotkać można różne ciekawostki. Jedną  z nich jest widoczna na zdjęciu "furtka" (bramka czy jak to zwą), która jednocześnie umożliwia przejście człowiekowi a uniemożliwia zwierzętom. W większości miejsc na szlaku przejścia są tak zrobione, że pokonanie ich nie jest problemem. Jednak ja czasami stawałam na przeciwko takiej o to przeszkody. Jeśli jeszcze była wysoka, naprawdę wydawała się nie do pokonania. Szczególnie z tak dużym plecakiem na plecach.

Droga była dla mnie przestrzenią, gdzie spotykałam takie wydarzenia, sytuacje, okoliczności - takie "furtki". Niby otwarte a jednak nie do przejścia. Kiedy jesteś w Drodze nie możesz zrobić wiele. Możesz po prostu to przejść.

Wiele osób pyta czy Camino było dla mnie trudne? Czy spotkało mnie na nim cierpienie? Tak Droga jest trudna. Jednak nigdy nie stała się dla mnie trudem. I tego mnie nauczyła..... Trudności nie muszą być trudem.

Kiedy przyszedł czas, że (z niewiadomych dla mnie do końca przyczyn) wszystko we mnie odmówiło posłuszeństwa. Trzy dni temperatury takiej, że ubierałam na siebie wszystko co miałam w plecaku. Gdy siedziałam ból kręgosłupa był nie do zniesienia. Gdy się kładłam ból nóg był jeszcze większy niż kręgosłupa. Gdy próbowałam znów usiąść, nie miałam siły utrzymać się prosto. Żołądek, głowa... wysiadło mi dosłownie wszystko. Sytuacja wyglądała naprawdę poważnie. A jednak będąc w jej centrum nie była wstanie powiedzieć, że jest to cierpienie. Cierpienie, które np. mogę ofiarować w jakieś intencji (jak przez wiele lat wydawało mi się że powinno się robić). Droga zrzuciła ze mnie wiele ciężarów i chyba ten cierpienia też. Trudności nie muszą być trudem...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyruszyć #MojaHistoria1

Kiedy słuchałam słów Papieża Franciszka o tym, że trzeba wstać z kanapy, nie spodziewałam się tak dużej dosłowności ich w moim życiu. Jednak to właśnie wsłuchując się w te słowa prosiłam Boga o wyraźny znak. I taki dostałam..... Pamięta, jak dziś chłopka, który podzedł do mnie po Eucharystii w czasie ŚDM w Krakowie. Pamiętam jego słowa, że może będę się z niego śmiać ale Duch Święty posłał go do mnie. Pamiętam, jak spojrzałam mu prosto w oczy mówiąc: "Nie będę się śmiać. Wierzę w Ducha Świętego.". I usłyszałam wezwanie. Wezwanie tak mocne, że nie potrafiłam nie wyruszyć..... Duch Święty ma w sobie coś takiego, że jak działa to po całości.... i totalnie nie przewidywalnie... Ale spokojnie nie zrobi niczego wbrew naszej woli, a przede wszystkim, wszystko co robi jest dla nas dobre. Dziś zmagam się z Drogą. Hm.... może "zmagam się" to nie zbyt odpowiednie słowo.... jest takie "ciężkie"... Ale nie znam innego bardziej odpowiedniego. Na czym to polega? Idę i

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę. Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć si

Początek #Camino2

Mówi się, że Drogę rozpoczynasz od progu własnego domu. Tak było i ze mną. Zamknęłam drzwi, przekręciłam klucz, schowałam go do nie używanej przez następne miesiące kieszeni. Od tego momentu nic już nie było takie samo.... Radość mieszała się ze strachem, euforia z przerażeniem, ciekawość z niepewnością. Mój pierwszy etap Poznań - Paryż. Z każdą sekundą oczekiwania na dworcu serce waliło mi co raz mocniej. Co tu dużo mówić ja po prostu "sikałam ze strachu". Ostatni raz za zachodnią granicą byłam dobrych 18 lat wstecz. Sama - nigdy. We Francji - nigdy. Bałam się wszystkiego: że się zgubię, że mój bagaż pojedzie w inną stronę niż ja, że autobus wysadzą terroryści, że mnie okradną, że..... była tego cała masa. Więcej niż połowa tych leków, to były rzeczy, które mogły się wydarzyć (no nie wiem) w 2%. Jednocześnie ten lęk był tak duży, że aż czułam go fizycznie. Tak miało być jeszcze przez kilka następnych dni. To był czas spotkania się z własnymi lękami. Czas przyznawania się d