Kiedy
rano budzi mnie delikatnie promień słońca.... Kiedy wsłuchując się w
ciszę za oknem moje uszy rozpieszczają ptasie pogaduszki.... Kiedy
popijam na tarasie świeżą kawę a wiatr otula mnie swoim ciepłem...
Kiedy....
Zachwycam się Bożym pięknem. Nie mogę przestać Mu dziękować za to że
mnie tak hojnie obdarowuje. Czuje się jakbym co dzień miała urodziny a
mój ukochany Tata od rana podsuwał mi wciąż nowe prezenty (bo nawet
jeśli one co dziennie wyglądają tak samo to ja nie potrafię przestać się
zachwycać :) ).
To chyba taka łaska... inaczej nie wiem jak to wytłumaczyć. Wstaje i od
samego rana ta wdzięczność rozsadza mi serce :) To fantastyczne uczucie
(aż sama sobie go zazdroszczę ;) ).
Ale najbardziej wzrusza mnie to że to wszystko jest za darmo.... za
nic.... ja nic nie mogę zrobić żeby było tego więcej albo mniej... On po
prostu mnie obdarowuje a ja staje, otwieram szeroko ręce i płonę
szczęściem obdarowania...
Taka Miłość, która nie jest większa kiedy staje się lepsza ani mniejsza...
Nie próbuję tego zrozumieć, nazwać, uchwycić... (Chociaż znając swoje
racjonalne zdolności bardzo bym chciała.) Uczy się być obdarowaną...
Uczę się śpiewać hymn wdzięczności nie tylko jak jest ciężko (i wtedy
można przypisać sobie jakąś zasługę trwania w wierności mimo wszystko).
Uczę się nie mając nic posiadać wszystko... Uczę się być nie
wystarczająca... On naprawdę policzył wszystkie włosy...
Taka pierwsza lekcja Drogi...
Bo Droga to Wielbienie a Wielbienie to styl życia....
Idę bo Wielbie...
Wielbie bo idę...
Dobry Boże mój Panie i Królu. Miłości największa.
Tobie Chwała po wszystkie wieki.....
Komentarze
Prześlij komentarz