Przejdź do głównej zawartości

Jestem WOLNYM CZŁOWIEKIEM. #Camino9

Moje wyruszenie na Camino wydarzało się w czasie wielkich zmian w moim życiu. Ostatni raz tak życiowe decyzje podejmowałam 15 lat wcześniej. Dlatego też, kiedy pierwszy raz usiadłam przy Panu w nowej rzeczywistości zadałam Mu pytanie: "Kim ja właściwie jestem?". Przez tyle lat wydawało mi się to oczywiste a teraz to co stanowiło o mojej tożsamości przez 15 lat  zatrzymało się.... W takich momentach wiem, że na odpowiedź warto poczekać. Dlatego też czas Camino, był doskonałym momentem na wsłuchiwanie się w nią. 

Zanim Dobry Bóg zaczął szeptać do mojego serca prawdę o tym, kim jestem, najpierw uwolnił je od kilku zbędnych balastów. Później drążąc w temacie próbowałam ubrać to w różne słowa. Może po prostu jestem umiłowanym dzieckiem Boga - nie to nie to. A może moją tożsamością jest bycie Jego Oblubienicą - no w sumie coś w tym jest ale to wciąż nie to. I nagle grom spadł. Nie były to żadne niezwykłe okoliczności. Po prostu jeden z dni Drogi. Cisza, góry, Ocean i bach: "JESTEŚ WOLNYM CZŁOWIEKIEM". Najpierw w uszach zabrzmiało to zdanie. Później rozwijało się to we mnie pięknym uzasadnieniem tej prawdy. 

Rzeczywiście wolność była dla mnie od zawsze najważniejszą wartością. Coś jakby powiedzieć: "Jest wiara, nadzieja, miłość i wolność.". Można powiedzieć też, że te trzy warunkują tą czwartą lub, że bez tej czwartej nie ma tych trzech. Nie mniej, ona zawsze była dla mnie ważna. Sama nie wiem dlaczego. 
Może to trochę te lata '80 i '90. Takie pokolenie ;). Może to trochę rodzina, nazwisko i pochodzenie ;). Nie wiem. Wiem jednak, że rzeczywiście od najmłodszych lat o to walczyłam. Na swój nastoletni sposób (nastoletniego trzynastolatka), walczyłam z wykluczaniem społecznym. Najczęściej walka odbywała się w szkole, kiedy nauczyciele prześladowali dzieciaki z dysfunkcyjnych rodzin. Tak więc ja - wolnościowiec - dawałam odpisywać lekcje, albo pisałam dwie klasówki (swoją i wykluczanego dziecka), żeby nie było, że znowu się nie nauczył. No cóż są różne sposoby walki z systemem. Później zwiewałam z lekcji (ale o tym nie mogę za dużo mówić, bo moi rodzice wciąż nie wiedzą). W nieco starszym, rzeczywiście nastoletnim wieku wydawało mi się, że trochę już się ustabilizowałam ale wtedy przyszedł czas redagowania szkolnej gazetki, która w swoim tytule zawierała słowo "wolna". To tak pół żartem, pół serio. 
Jednak rzeczywiście w Drodze, co raz bardziej docierało do mnie jak wolność, która jest dla mnie wartością mnie określa. Jak ważne dla mnie jest, kiedy jestem wolnym człowiekiem. Kiedy coś robię dlatego, że wybieram a nie dlatego że muszę. Kiedy tylko będąc wolną czuje się szczęśliwa. Kiedy ograniczenia systemowe mnie duszą. Nie mówię tu, że każdy system jest zły. Wydaje mi się jednak, że nie jest zły dopóki trzyma się Ewangelii czyli tego, że to szabat jest dla człowieka a nie człowiek dla szabatu. 

Odkrycie swojej tożsamości jest niezwykle ważne. Serio. Wiem kim jestem. Jestem wolnym człowiekiem. To zmienia wszystko. Nie chodzi już o uwalnianie się od lęków, czy stereotypów. Nie chodzi o jakieś "wyluzowanie". To znacznie więcej i głębiej. 

Wiem kim  jestem. Jestem wolnym człowiekiem. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyruszyć #MojaHistoria1

Kiedy słuchałam słów Papieża Franciszka o tym, że trzeba wstać z kanapy, nie spodziewałam się tak dużej dosłowności ich w moim życiu. Jednak to właśnie wsłuchując się w te słowa prosiłam Boga o wyraźny znak. I taki dostałam..... Pamięta, jak dziś chłopka, który podzedł do mnie po Eucharystii w czasie ŚDM w Krakowie. Pamiętam jego słowa, że może będę się z niego śmiać ale Duch Święty posłał go do mnie. Pamiętam, jak spojrzałam mu prosto w oczy mówiąc: "Nie będę się śmiać. Wierzę w Ducha Świętego.". I usłyszałam wezwanie. Wezwanie tak mocne, że nie potrafiłam nie wyruszyć..... Duch Święty ma w sobie coś takiego, że jak działa to po całości.... i totalnie nie przewidywalnie... Ale spokojnie nie zrobi niczego wbrew naszej woli, a przede wszystkim, wszystko co robi jest dla nas dobre. Dziś zmagam się z Drogą. Hm.... może "zmagam się" to nie zbyt odpowiednie słowo.... jest takie "ciężkie"... Ale nie znam innego bardziej odpowiedniego. Na czym to polega? Idę i

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę. Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć si

Początek #Camino2

Mówi się, że Drogę rozpoczynasz od progu własnego domu. Tak było i ze mną. Zamknęłam drzwi, przekręciłam klucz, schowałam go do nie używanej przez następne miesiące kieszeni. Od tego momentu nic już nie było takie samo.... Radość mieszała się ze strachem, euforia z przerażeniem, ciekawość z niepewnością. Mój pierwszy etap Poznań - Paryż. Z każdą sekundą oczekiwania na dworcu serce waliło mi co raz mocniej. Co tu dużo mówić ja po prostu "sikałam ze strachu". Ostatni raz za zachodnią granicą byłam dobrych 18 lat wstecz. Sama - nigdy. We Francji - nigdy. Bałam się wszystkiego: że się zgubię, że mój bagaż pojedzie w inną stronę niż ja, że autobus wysadzą terroryści, że mnie okradną, że..... była tego cała masa. Więcej niż połowa tych leków, to były rzeczy, które mogły się wydarzyć (no nie wiem) w 2%. Jednocześnie ten lęk był tak duży, że aż czułam go fizycznie. Tak miało być jeszcze przez kilka następnych dni. To był czas spotkania się z własnymi lękami. Czas przyznawania się d