Przejdź do głównej zawartości

Życie jest pełne niespodzinek. #Camino6

Kiedy wraz ze wschodem słońca, zasiadłam nad Oceanem żeby zjeść mój pierwszy posiłek, podjęłam decyzję, że przestaje się śpieszyć. Zupełnie nie wiem po co robiłam to do tej pory. Tego ranka obiecałam sobie, że bardziej skupie się na drodze niż na celu (czyli dochodzeniu do kolejnych miast). Wszystko dokoła było tak piękne. Postanowiłam ulec temu urokowi zamiast stresować się czy oby na pewno starczy dla mnie miejsca w kolejnych schroniskach. Tak, tak to były podrygi uwalnianego serca. Póki co tyle w temacie, bo będzie on się rozwijał w Drodze niczym serial sensacyjny.

Po pierwszych ciekawych rozmowach dowiedziałam się, że trasa del Norte jest najtrudniejszym szlakiem. Może trudno w to uwierzyć ale ja naprawdę totalnie się nie przygotowałam do Camino. Jakoś kompletnie nie dotarło do mojej świadomości, że będę się mierzyć z ośmioma setkami kilometrów. Zupełnie też nie miałam pojęcia, że moja trasa wiedzie przez góry. Niezwykle piękne i tak samo trudne do pokonania (trudne dla mnie i z moim plecakiem). To wszystko wprawiało mnie w niezwykle dobry humor. Z jednej strony myślałam sobie, że naprawdę jestem lekko stuknięta. Jak można było aż tak się nie przygotować. A z drugiej widziałam w tym ogromny krok w stronę "zaufaj Panu". Fenomenalne też było dla mnie to, że zabrałam ze sobą dokładnie takie rzeczy, jakie były potrzebne mi w tej konkretnej drodze. Na 100% to nie było tylko moje genialne przeczucie.

Dzięki tym refleksjom zrodzonym na bazie rozmów z innymi pelegrino postanowiłam wyluzować. Właśnie tam na brzegiem oceanu w San Sebastian, jedząc śniadanko (składające się głównie z tego co dostałam od innych) pierwszy raz w Drodze odetchnęłam w zaufaniu. Od tej pory naprawdę skupiłam się na tym co się wydarza tu i teraz. No i najważniejsze. Postanowiłam korzystać z uroków Hiszpanii ile się tylko da. Pływałam w Oceanie na każdej możliwej plaży. Jadłam dużo owoców i zatrzymywałam się za każdym razem kiedy ktoś z "tubylców" chciał mnie zagadać (nawet jak kompletnie nie wiedziałam o czym mówi).

Tego dnia doszłam do przecudnego albergue w Orio. Tam też spotkałam pierwszy raz pielgrzymów z Polski (co na szlaku zdarzyło mi się dosłownie 3 razy). W nich Dobry Bóg podarował mi Anioła Stróża. Trochę tak jakby chciał mi pokazać, ze troszczy się o mnie za nim ja zdążę pomyśleć.
Tak przepełniona szczęściem mogła pokonać wszystkie kilometry, góry i inne przeszkody !!!!!!!!!!

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyruszyć #MojaHistoria1

Kiedy słuchałam słów Papieża Franciszka o tym, że trzeba wstać z kanapy, nie spodziewałam się tak dużej dosłowności ich w moim życiu. Jednak to właśnie wsłuchując się w te słowa prosiłam Boga o wyraźny znak. I taki dostałam..... Pamięta, jak dziś chłopka, który podzedł do mnie po Eucharystii w czasie ŚDM w Krakowie. Pamiętam jego słowa, że może będę się z niego śmiać ale Duch Święty posłał go do mnie. Pamiętam, jak spojrzałam mu prosto w oczy mówiąc: "Nie będę się śmiać. Wierzę w Ducha Świętego.". I usłyszałam wezwanie. Wezwanie tak mocne, że nie potrafiłam nie wyruszyć..... Duch Święty ma w sobie coś takiego, że jak działa to po całości.... i totalnie nie przewidywalnie... Ale spokojnie nie zrobi niczego wbrew naszej woli, a przede wszystkim, wszystko co robi jest dla nas dobre. Dziś zmagam się z Drogą. Hm.... może "zmagam się" to nie zbyt odpowiednie słowo.... jest takie "ciężkie"... Ale nie znam innego bardziej odpowiedniego. Na czym to polega? Idę i

Co teraz... Kilka słów o mnie i o Nim.

Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie m Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie rzeczy...... Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę. Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć si