Kiedy wraz ze wschodem słońca, zasiadłam nad Oceanem żeby zjeść mój pierwszy posiłek, podjęłam decyzję, że przestaje się śpieszyć. Zupełnie nie wiem po co robiłam to do tej pory. Tego ranka obiecałam sobie, że bardziej skupie się na drodze niż na celu (czyli dochodzeniu do kolejnych miast). Wszystko dokoła było tak piękne. Postanowiłam ulec temu urokowi zamiast stresować się czy oby na pewno starczy dla mnie miejsca w kolejnych schroniskach. Tak, tak to były podrygi uwalnianego serca. Póki co tyle w temacie, bo będzie on się rozwijał w Drodze niczym serial sensacyjny.
Po pierwszych ciekawych rozmowach dowiedziałam się, że trasa del Norte jest najtrudniejszym szlakiem. Może trudno w to uwierzyć ale ja naprawdę totalnie się nie przygotowałam do Camino. Jakoś kompletnie nie dotarło do mojej świadomości, że będę się mierzyć z ośmioma setkami kilometrów. Zupełnie też nie miałam pojęcia, że moja trasa wiedzie przez góry. Niezwykle piękne i tak samo trudne do pokonania (trudne dla mnie i z moim plecakiem). To wszystko wprawiało mnie w niezwykle dobry humor. Z jednej strony myślałam sobie, że naprawdę jestem lekko stuknięta. Jak można było aż tak się nie przygotować. A z drugiej widziałam w tym ogromny krok w stronę "zaufaj Panu". Fenomenalne też było dla mnie to, że zabrałam ze sobą dokładnie takie rzeczy, jakie były potrzebne mi w tej konkretnej drodze. Na 100% to nie było tylko moje genialne przeczucie.
Dzięki tym refleksjom zrodzonym na bazie rozmów z innymi pelegrino postanowiłam wyluzować. Właśnie tam na brzegiem oceanu w San Sebastian, jedząc śniadanko (składające się głównie z tego co dostałam od innych) pierwszy raz w Drodze odetchnęłam w zaufaniu. Od tej pory naprawdę skupiłam się na tym co się wydarza tu i teraz. No i najważniejsze. Postanowiłam korzystać z uroków Hiszpanii ile się tylko da. Pływałam w Oceanie na każdej możliwej plaży. Jadłam dużo owoców i zatrzymywałam się za każdym razem kiedy ktoś z "tubylców" chciał mnie zagadać (nawet jak kompletnie nie wiedziałam o czym mówi).
Tego dnia doszłam do przecudnego albergue w Orio. Tam też spotkałam pierwszy raz pielgrzymów z Polski (co na szlaku zdarzyło mi się dosłownie 3 razy). W nich Dobry Bóg podarował mi Anioła Stróża. Trochę tak jakby chciał mi pokazać, ze troszczy się o mnie za nim ja zdążę pomyśleć.
Tak przepełniona szczęściem mogła pokonać wszystkie kilometry, góry i inne przeszkody !!!!!!!!!!
Po pierwszych ciekawych rozmowach dowiedziałam się, że trasa del Norte jest najtrudniejszym szlakiem. Może trudno w to uwierzyć ale ja naprawdę totalnie się nie przygotowałam do Camino. Jakoś kompletnie nie dotarło do mojej świadomości, że będę się mierzyć z ośmioma setkami kilometrów. Zupełnie też nie miałam pojęcia, że moja trasa wiedzie przez góry. Niezwykle piękne i tak samo trudne do pokonania (trudne dla mnie i z moim plecakiem). To wszystko wprawiało mnie w niezwykle dobry humor. Z jednej strony myślałam sobie, że naprawdę jestem lekko stuknięta. Jak można było aż tak się nie przygotować. A z drugiej widziałam w tym ogromny krok w stronę "zaufaj Panu". Fenomenalne też było dla mnie to, że zabrałam ze sobą dokładnie takie rzeczy, jakie były potrzebne mi w tej konkretnej drodze. Na 100% to nie było tylko moje genialne przeczucie.
Dzięki tym refleksjom zrodzonym na bazie rozmów z innymi pelegrino postanowiłam wyluzować. Właśnie tam na brzegiem oceanu w San Sebastian, jedząc śniadanko (składające się głównie z tego co dostałam od innych) pierwszy raz w Drodze odetchnęłam w zaufaniu. Od tej pory naprawdę skupiłam się na tym co się wydarza tu i teraz. No i najważniejsze. Postanowiłam korzystać z uroków Hiszpanii ile się tylko da. Pływałam w Oceanie na każdej możliwej plaży. Jadłam dużo owoców i zatrzymywałam się za każdym razem kiedy ktoś z "tubylców" chciał mnie zagadać (nawet jak kompletnie nie wiedziałam o czym mówi).
Tego dnia doszłam do przecudnego albergue w Orio. Tam też spotkałam pierwszy raz pielgrzymów z Polski (co na szlaku zdarzyło mi się dosłownie 3 razy). W nich Dobry Bóg podarował mi Anioła Stróża. Trochę tak jakby chciał mi pokazać, ze troszczy się o mnie za nim ja zdążę pomyśleć.
Tak przepełniona szczęściem mogła pokonać wszystkie kilometry, góry i inne przeszkody !!!!!!!!!!
Komentarze
Prześlij komentarz