Przejdź do głównej zawartości

I am free #Camino8

Po tygodniu wędrówki pierwsze zmęczenie zaczęło dawać się we znaki. I to właśnie dzięki niemu Dobry Bóg zaczął otwierać mi oczy na najważniejszą dla mnie zmianę jaka miała się we mnie dokonać. Ale po kolei....

Po wieczornej Eucharystii (zawsze te momenty szczególnie mnie wzruszały ale o tym jeszcze napiszę), po szalonym przeskakiwaniu trzy metrowych fal, przyszedł czas na wieczorne przesiadywanie. "Przesiadywanie" - chyba inaczej nie mogę tego nazwać. To były jedne z moich ulubionych wieczorów, kiedy siadałam z tymi kilkoma nowo poznanymi przyjaciółmi. W drodze spotkałam wielu ludzi, z wieloma rozmawiałam i wiele tych rozmów było naprawdę takie "wow" ale tylko z tymi kilkoma osobami, było mi jakoś tak - dobrze spędzać czas. Tak więc, przesiedzieliśmy razem kilka wieczorów. Jakaś bagietka (Hiszpanie do wszystkiego jedzą bagietki), humus, owoce, wino. Trochę gadaliśmy, trochę milczeliśmy, trochę Józef grał na mini gitarze - nie mylić z ukulele. (Chłopak specjalnie na Camino zrobił sobie gitarę, tylko taką mini.) Podczas jednej z taki rozmów próbowałam zastanowić się nad kolejnym dnie. W całej grupie tylko ja miałam z tym problem. Jechać czy iść. Być herosem i przekraczać siebie, czy wyluzować i popływać w Oceanie. Reszta po prostu szła a jak już nie chciała iść, to nie szła. A ja, chociaż i tak już nieco stonowałam, to wciąż jakiś mini zarys planów próbowałam zrobić. I wtedy Mari powiedziała zdanie, które stało się mottem naszego Camino a dla mnie nie tylko Camino… YOU ARE FREE. JUST GO.

Te kilka słów Mari mówiła trochę z luzem, trochę ze śmiechem. Dla mnie to było proroctwo. Jestem wolna. Mogę iść, mogę jechać autobusem. Mogę dziś spać na plaży. Mogę przejść 5 km albo 50. To jak będzie wyglądał mój dzień zależy tylko ode mnie. Nie od jakiś przewodników, rad innych pielgrzymów, czy nie wiem czego jeszcze.

Te kilka słów zrobiło coś w moim środku. Dziś wiem, że to był początek mojego daru Camino. Dobry Bóg podprowadzał mnie do niego małymi krokami. Zdejmował łuski z moich oczu po woli (najpierw błoto, nałożenie błota na oczy itd. - kojarzycie tą opowieść z Ewangelii?).
Te kilka słów rozpoczęło proces uwalniania..... Ja naprawdę nic nie muszę..... Jestem wolna....
Jest taka niezwykła piosenka Agnieszki Musiał: Wolnym tempem - polecam.

" I założę buty nowe
Które będą mnie prowadzić do odkrycia w sobie samej
Moich nieodkrytych granic
Wolnym tempem, naturalnym
Znanym tylko moje głowie
Będę śpiewać to co kocham
Czy posłuchasz co opowiem?
Ja jestem wolna"

I to tyle w temacie ;) chociaż wszystko się jeszcze może zdarzyć...….. ;)

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyruszyć #MojaHistoria1

Kiedy słuchałam słów Papieża Franciszka o tym, że trzeba wstać z kanapy, nie spodziewałam się tak dużej dosłowności ich w moim życiu. Jednak to właśnie wsłuchując się w te słowa prosiłam Boga o wyraźny znak. I taki dostałam..... Pamięta, jak dziś chłopka, który podzedł do mnie po Eucharystii w czasie ŚDM w Krakowie. Pamiętam jego słowa, że może będę się z niego śmiać ale Duch Święty posłał go do mnie. Pamiętam, jak spojrzałam mu prosto w oczy mówiąc: "Nie będę się śmiać. Wierzę w Ducha Świętego.". I usłyszałam wezwanie. Wezwanie tak mocne, że nie potrafiłam nie wyruszyć..... Duch Święty ma w sobie coś takiego, że jak działa to po całości.... i totalnie nie przewidywalnie... Ale spokojnie nie zrobi niczego wbrew naszej woli, a przede wszystkim, wszystko co robi jest dla nas dobre. Dziś zmagam się z Drogą. Hm.... może "zmagam się" to nie zbyt odpowiednie słowo.... jest takie "ciężkie"... Ale nie znam innego bardziej odpowiedniego. Na czym to polega? Idę i

Co teraz... Kilka słów o mnie i o Nim.

Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie m Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie rzeczy...... Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę. Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć si