Przejdź do głównej zawartości

Kiedy początek zmienia się w Dogę #Camino3

Kiedy początek zmienia się w Drogę? Może wtedy kiedy robi się pierwszy krok z plecakiem na plecach. Może wtedy kiedy do paszportu pielgrzyma wpada pierwsza pieczątka. Może wtedy kiedy słyszy się pierwsze Bueno Camino. Może.... może ktoś zna odpowiedź na to pytanie. Ja szczerze mówiąc nie wiem...

Kiedy jechałam do  Irun miałam wrażenie że jadę na koniec świata. W pewnym momencie w autobusie zostałam tylko ja.. Dla mnie to był koniec świata. Jedni jadą do Azji, inni do Australii albo na biegun. Dla mnie ta wyprawa była właśnie taką jak dla innych biegun. Tak to był koniec świata. Z tysiącem lęków. Z totalnym brakiem pewności i wiary we własne siły. Z brakiem dobrej znajomości języka. Z małym funduszem ekonomicznym. Z tym wszystkim znalazłam się na końcu świata. Miałam do wyboru: wrócić (nigdy w życiu) albo przekroczyć tę granice.

Kiedy planowałam Camino, kiedy wyruszałam w Drogę oczekiwałam dwóch rzeczy. Pierwsza to totalny brak oczekiwań. Chciałam być na tyle otwarta, na tyle "pusta", na tyle nie czekająca na coś konkretnego, żebym mogła dać się zaskoczyć (żebym miała w sobie przestrzeń na przyjęcie zaskoczenia). Dobry Bóg odpowiedział na to moje "oczekiwanie" w nadmiarze (tak właśnie On działa). Zaskakiwał mnie każdego dnia Miłością wyjątkową, jedyną i niepowtarzalną. Zaskakiwał mnie wydarzeniami, doświadczeniami, spotkaniami. Zaskakiwał mnie miejscami, ludźmi i ich brakiem. Zaskakiwał mnie odkrywając we mnie wyobrażenie o Nim, o sobie o Drodze, o wezwaniu. Zaskakiwał mnie dialogiem ze mną. Zaskakiwał mnie tak namacalną obecnością. Zaskakiwał mnie troską i zdejmowaniem z moich oczu kolejnych łusek Zaskakiwał mnie obieraniem jak cebuli mojego serca, które z każdą warstwą stawało się bardziej wolne i radosne. Tak lubię być przez Niego zaskakiwana.
Drugą  sprawą, której oczekiwałam w Drodze to doświadczenie Jego OPATRZNOŚCI. Tyle się w życiu sama nakombinowałam. Tyle się o siebie natroszczyłam. Tak często nie potrafiąc doczekać się "interwencji z góry", że zaczynałam wszystko sama układać, wszystko sam...… Ruszając w Drogę wiedziałam, że to jest tak daleko i fizycznie i mentalnie i w każdym innym znaczeniu że tutaj, tak daleko od wszystkiego co znam, skończyły się moje możliwości dbania o siebie. Ta przestrzeń została dla Niego - dla mojego Boga. A w sercu kołysała się jedna myśl: "Skoro On troszczy się o lilie i wróble to  czemu miałby się nie zatroszczyć o mnie."

Dobry Bóg spełniał wszystkie swoje obietnicę z niezwykła starannością.  Odpowiadał na moje oczekiwania ze znaną tylko sobie fantazją. Czasem spektakularnie (jak wtedy kiedy zginął mi płaszcz i od razu po prostu dostałam drugi), czasem mniej spektakularnie (jak wtedy, kiedy pierwszy raz w życiu pływałam w Oceanie) ale zawsze jedyną odpowiedzią na którą potrafiłam się zdobyć było: WIELBIĘ.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyruszyć #MojaHistoria1

Kiedy słuchałam słów Papieża Franciszka o tym, że trzeba wstać z kanapy, nie spodziewałam się tak dużej dosłowności ich w moim życiu. Jednak to właśnie wsłuchując się w te słowa prosiłam Boga o wyraźny znak. I taki dostałam..... Pamięta, jak dziś chłopka, który podzedł do mnie po Eucharystii w czasie ŚDM w Krakowie. Pamiętam jego słowa, że może będę się z niego śmiać ale Duch Święty posłał go do mnie. Pamiętam, jak spojrzałam mu prosto w oczy mówiąc: "Nie będę się śmiać. Wierzę w Ducha Świętego.". I usłyszałam wezwanie. Wezwanie tak mocne, że nie potrafiłam nie wyruszyć..... Duch Święty ma w sobie coś takiego, że jak działa to po całości.... i totalnie nie przewidywalnie... Ale spokojnie nie zrobi niczego wbrew naszej woli, a przede wszystkim, wszystko co robi jest dla nas dobre. Dziś zmagam się z Drogą. Hm.... może "zmagam się" to nie zbyt odpowiednie słowo.... jest takie "ciężkie"... Ale nie znam innego bardziej odpowiedniego. Na czym to polega? Idę i

Co teraz... Kilka słów o mnie i o Nim.

Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie m Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była to pewnego rodzaju ucieczka od zbyt wielu spraw. Coś czego nie muszę ale chcę. Coś na co być może nie wielu zwróci uwagę ale to coś jest tak moje, że nie ma to zupełnie znaczenia.  I chociaż wciąż nie czuję, że mam coś wielkiego do powiedzenia światu piszę...... :) Bo czy zawsze chodzi o wielkie rzeczy...... Kiedy kilka miesięcy temu sięgałam po tego bloga była

Droga powrotna. #Camino18

Kiedy wyruszasz na Camino to oczywiste jest, że wyruszasz w Drogę. Jednak prawda ta jest mniej oczywista, kiedy wracasz. W moim przypadku nie dało się tego nie zauważyć. Powrót był wyruszeniem w Drogę. Zaczęło się niewinnie a jednak spektakularnie. Wracając chciałam "zahaczyć" o Nancy i odwiedzić przyjaciół. Ku mojemu wielkiemu zdziwieniu (zresztą nie tylko mojemu) znalazłam bezpośrednie połączenie z Santiago do Nancy. Czy to nie jest niesamowite? Jeden przewoźnik oferował dokładnie taki przejazd jaki był mi potrzebny i to dokładnie w dniu, kiedy myślałam o wyruszeniu. Czwartek - tylko w czwartek funkcjonowało to połączenie. Byłam tym tak zaskoczona, że sprawdzałam to kilkanaście razy. Moje zaskoczenie rosło później z chwili na chwilę. Najpierw podjechała na dworzec mały bus. Następnie bus wysadził nas w restauracji a kierowca każdemu wręczył voucher na obiad. Później zawierałam ciekawe znajomości, czekając na przeładowania w autobusach. W tym wszystkim nie mogłam oprzeć si